Spółka akcyjna powstała jako narzędzie do sfinansowania starań Holendrów w przejęciu kontroli nad dochodowym handlem azjatyckimi przyprawami, który był zdominowany przez Hiszpanów i Portugalczyków. Przyprawy, takie jak cynamon, goździki, gałka muszkatołowa czy pieprz, nie służyły tylko do poprawy smaku, lecz także do konserwacji. Przez wieki towary te trafiały do Europy drogą lądową, tak zwanym szlakiem korzennym, jednak po odkryciu przez Portugalczyków drogi do Indii przez Przylądek Dobrej Nadziei pojawiły się nowe, kuszące perspektywy handlowe. Przeciętna długość wyprawy po towary drogą morską i tak trwała średnio kilkanaście miesięcy. Była to droga również niebezpieczna. Dla przykładu, z 20 statków, które ruszyły z Holandii w 1598 roku, wróciło tylko 12. Ze względu na duże ryzyko kupcy postanowili łączyć swoje siły. W 1600 roku istniało już 6 spółek zajmujących się handlem z Indiami Wschodnimi. Spółki te miały określony z góry czas trwania – zwykle był to czas podróży handlowej, po jej zakończeniu zwracano inwestorom kapitał odpowiedniej wartości.
Wielka firma, żeby pokonać Hiszpanów i Portugalczyków
Władze Holandii wiedziały, że ten model to za mało, żeby stawić czoła Hiszpanom i Portugalczykom. Zatem zaproponowano połączenie wszystkich mniejszych spółek w jedną wielką kompanię. Tak powstała w 1602 roku Zjednoczona Holenderska Kompania Wschodnioindyjska (w skrócie VOC – od nazwy holenderskiej). Czas działania spółki początkowo określono na 21 lat. Artykuł 7 jej statutu mówił, również o prawie wycofania swoich pieniędzy przed upływem 10 lat, kiedy planowano sporządzić pierwszy bilans zbiorczy. Skala przedsięwzięcia nie miała precedensu. Każdy mieszkaniec Zjednoczonych Prowincji mógł zakupić akcje, statut nie określał górnej granicy zgromadzonej tak sumy. Kupcy, rzemieślnicy, a nawet służący chcieli mieć swoje udziały w spółce. W samym Amsterdamie znalazło się aż 1143 osoby chętne do zainwestowania w akcje kompanii. Tylko 80 z nich zainwestowało więcej niż 10 tys. guldenów. Zebrany kapitał w wysokości 6 mln 450 tys. guldenów uczynił VOC największą firmą świata ówczesnej epoki. Dla porównania, kapitał jej brytyjskiego konkurenta, założonego dwa lata wcześniej, Brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej wynosił 68 373 funty, a więc jedynie 820 tys. guldenów. Brytyjska kompania miała jedynie 219 udziałowców. VOC była wspierana przez rząd i dokładano wszelkich starań, żeby nie dopuścić do wewnętrznej konkurencji.
Najważniejszy dokument VOC stanowiła księga akcji, gdzie zanotowani byli wszyscy akcjonariusze. Obowiązywała zasada ograniczonej odpowiedzialności: można było stracić tylko tyle, ile się zainwestowało. Z drugiej strony nie było gwarancji zysku. Artykuł 17 statutu stanowił jedynie, że wypłat dla akcjonariuszy dokonuje się wówczas, gdy Kompania przyniesie zysk w wysokości 5% kapitału zakładowego.
W latach 1603–1607 udało się wyposażyć i wysłać do Azji 22 statki, co pochłonęło prawie 3,7 mln guldenów. Początkowo trzeba było zorganizować produkcję i wywalczyć swoje miejsce na szlakach handlowych. Pierwszym celem było wybudowanie fabryk (np. produkujących saletrę) oraz zakładów i magazynów włókienniczych. Dopiero takie produkty wymieniano na przyprawy. Początkowo Holendrzy odnosili sukcesy w walce z Portugalczykami, ale np. w 1606 roku nie udało się zdobyć Malakki na Półwyspie Malajskim, a atak na Makian (inna wyspa w archipelagu Moluków) został skutecznie odparty przez hiszpańską flotę. Do czasu podpisania w 1608 roku 20-letniego rozejmu z Hiszpanią VOC zarobiła więcej pieniędzy na ograbianiu statków nieprzyjaciela niż na uczciwym handlu. Pieter Lijntjens, jeden z głównych akcjonariuszy, był tak zbulwersowany tą sytuacją, że wycofał się z VOC już w 1605 roku i nie był w tym odosobniony.
Dyrektorzy kompani zwrócili się do rządu o możliwość niepublikowania w 1612 roku bilansu za 10 lat, kiedy to miało nastąpić pierwsze oficjalne zrealizowanie zysków. Rząd się zgodził, dzięki temu zarówno wyniki, jak i wypłata zysków zostały odłożone w czasie. Jedynym gestem wobec akcjonariuszy była wypłata dywidendy w 1611 roku. Z tego względu, że VOC była wówczas pozbawiona gotówki, wypłacono ją w naturze w postaci przypraw. W 1612 roku ogłoszono, że VOC nie zostanie zlikwidowana, zatem jedyną szansą na sprzedaż akcji był rynek wtórny, czyli sprzedaż innym inwestorom.
Powstanie rynku wtórnego i terminowego
Powstanie spółki akcyjnej i giełdy dzieliło zatem zaledwie kilka lat. Rynek okazał się bardzo płynny, do 1607 roku aż 1/3 akcji zmieniła swoich właścicieli. Płynność była koncentrowana co miesiąc lub co kwartał, kiedy to otwierano księgę Kompanii. Dzięki temu rozwinął się rynek terminowy, który umożliwił kupno lub sprzedaż akcji z odroczoną realizacją. Na początku dokonywano tych transakcji pod gołym niebem na nieformalnych giełdach na Warmoesstraat lub przy kościele Oude Kerk. Giełda cieszyła się taką popularnością, że już w 1608 roku postanowiono zbudować zadaszone beurs przy bulwarze Rokin, nieopodal ratusza miejskiego. W każdy dzień roboczy między godziną 12 a 14 działy się tam rzeczy rewolucyjne. Jeden ze współczesnych tak opisywał atmosferę tam panującą: „Uściskom dłoni towarzyszą krzyki, obelgi i nagabywania. Wszyscy pchają się i roztrącają nawzajem. Byki walczą z niedźwiedziami. Podnieceni spekulanci obgryzają paznokcie, skubią palce, przymykają oczy, drepczą tam i z powrotem i mówią sami do siebie, chwytają się dłońmi za policzki, jakby dręczył ich ból zębów, i przez cały czas zagadkowo poklaskują”.
Powstanie banku centralnego
W tamtym czasie (1609 rok) utworzono w Amsterdamie Weisselbank, ponieważ giełda nie mogła skutecznie funkcjonować bez odpowiedniego systemu monetarnego. Początkiem relacji między giełdą i kredytem był moment, kiedy bankierzy holenderscy zaczęli traktować akcje VOC jako zabezpieczenie kredytu. Wkrótce banki zaczęły udzielać swoim klientom kredytu na zakup akcji. Spółka, giełda i bank stały się 3 wierzchołkami podstawy, na której opierał się nowy rodzaj gospodarki.
Niejasna księgowość – to stary problem
Spółka miała też grono zagorzałych krytyków. W 1622 roku opublikowali oni traktat zatytułowany Konieczna rozmowa (Nootwendich Discours). Anonimowy autor ubolewał nad nieprzejrzystością cechującą „wyrachowane działania części dyrektorów”, którzy gwarantują, że „wszystkich spowije ciemność”. „Księgi rachunkowe przypuszczalnie natarto boczkiem i rzucono psom na pożarcie”. Krytycy przekonywali, że zarząd powinien być wybierany tylko na pewien czas, a prawo wyznaczania dyrektorów powinien mieć każdy akcjonariusz.
Kampania na rzecz „ładu korporacyjnego” zaczęła przynosić owoce. W grudniu 1622 roku, podczas odnawiania statutu VOC, wprowadzono pewne kodyfikacje. Dyrektorów nie mianowano dożywotnio, tylko byli wybierani na okres 3 lat. Główni udziałowcy mieli odtąd wybierać spośród siebie „Dziewięciu Czcigodnych Obywateli”, z którymi 17 lordów miało obowiązek konsultować „decyzje w sprawach wielkiej i szczególnej wagi”. Mogli zatem oni zapoznawać się z rozliczeniami rocznymi oraz nominować wraz 17 lordami przyszłych kandydatów na dyrektorów Kompanii. Głowni udziałowcy mogli również wyznaczać audytorów, którzy sprawdzali rachunki VOC przedstawiane Stanom Generalnym.
Akcjonariuszy udobruchano również w 1632 roku, podejmując decyzje o ustanowieniu standardowej dywidendy na poziomie 12,5%. Był to poziom dwukrotnie wyższy niż oprocentowanie pożyczek, jakie miała zaciągać Kompania. W praktyce całe zyski były transferowane w formie dywidend. Gdy Kompania potrzebowała pieniędzy, to nie emitowała nowych akcji, tylko obligacje. Przez cały okres działania VOC kapitał bazowy pozostał praktycznie na niezmienionym poziomie. W latach 70. XVII wieku wiarygodność kredytowa Kompanii była tak wysoka, że mogła ona wystąpić jako pośrednik dla pożyczki w wysokości 2 mln guldenów zaciągniętej przez Holandię i Zelandię.
Wojna i handel – nierozerwalny duet
Kluczowy dla sukcesu Kompanii był fakt, że w połowie XVII wieku zaczęła przynosić zyski. Było to w głównej mierze zasługą Jana Pieterszoona Coena, buńczucznego młodzieńca, który nie miał złudzeń co do związku między handlem i przemocą. Jak sam twierdził: „Nie da się prowadzić wojny, nie handlując, ani handlować, nie prowadząc wojny”. Coen w sposób bezwzględny rozprawiał się ze swoją konkurencją. Dokonywał egzekucji urzędników Brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej i eksterminował indonezyjskich autochtonów. W maju 1619 roku przejął kontrolę nad Dżakartą i w wieku zaledwie 30 lat został pierwszym gubernatorem generalnym Holenderskich Indii Wschodnich. Coen i jego następca, Antonio van Diemen, konsekwentnie rozszerzali holenderskie panowanie w rejonie, wypierając Brytyjczyków z wysp Banda, Hiszpanów z wysp Ternate i Tidere, a Portugalczyków z Malakki. W 1657 roku Holendrzy kontrolowali już większą część Sri Lanki. W następnym dziesięcioleciu zajęli wyspę Celebes (Sulawesi) oraz tereny na Wybrzeżu Malabarskim w Indiach. Założyli dobrze funkcjonujące zakłady na południowo-wschodnim wybrzeżu Indii. Przywozili ze sobą wojnę i handel, zjawiając się na statkach podobnych do „Batawii”, której replikę można oglądać dziś w Lelystad u wybrzeży Holandii.
Agresywna strategia okazała się bardzo opłacalna z handlowego punktu widzenia. W latach 50. XVII wieku VOC posiadała absolutny i wyjątkowo dochodowy monopol na eksport goździków i gałki muszkatołowej i stawała się głównym kanałem eksportu indyjskich tkanin z Wybrzeża Koromandelskiego. VOS pośredniczyła także w handlu wewnątrzazjatyckim, wymieniając japońskie srebro i miedź na indyjskie tkaniny oraz chińskie złoto i jedwab. Indyjskie tkaniny można było z kolei wymienić na pieprz i przyprawy korzenne pochodzące z wysp na Pacyfiku, za nie zaś nabyć na Bliskim Wschodzie metale szlachetne. W późniejszym okresie VOC świadczyła usługi finansowe innym Europejczykom działającym w Azji, między innymi Robertowi Clive’owi, który właśnie przez Batawię i Amsterdam przetransferował do Londynu znaczną część swojej fortuny pochodzącej z podboju Bengalu.
Pierwsza korporacja
VOC jako pierwsza na świecie wielka korporacja była w stanie łączyć efekty skali z redukcją kosztów i to, co ekonomiści nazywają „sieciowymi efektami zewnętrznymi”, korzyściami ze skonsolidowania informacji przepływających między wieloma pracownikami i pośrednikami. Jednak wyzwaniem dla firmy, podobnie jak dla jej brytyjskiego odpowiednika, byli agenci przebywający w faktoriach, którzy prowadzili handel na własny rachunek, zawierając niekorzystne dla firmy transakcje lub defraudując jej majątek. Przeciwdziałał temu częściowo nietypowy system wynagrodzeń, który łączył wysokość wypłat z inwestycjami i wielkością sprzedaży, promując raczej wysokie obroty niż zyski netto. Interes się rozwijał. W latach 20. XVII wieku aż 50 statków VOC wróciło z Azji z ładowniami pełnymi towarów, w latach 90. takich statków było już 156. Między rokiem 1700 a 1750 waga ładunku jednostek holenderskich wracających do Europy przez Przylądek Dobrej Nadziei uległa podwojeniu. Jeszcze w 1760 roku przewyższała ona niemal trzykrotnie wielkość przewozów brytyjskich.
VOC – dochodowa inwestycja
Wzrost znaczenia VOC odzwierciedlały ceny jej akcji. Mimo fluktuacji, przez ponad wiek utrzymywała się wyraźna tendencja wzrostowa. Począwszy od wartości nominalnej 100 między rokiem 1602 a 1733 ceny akcji wzrosły do poziomu 786, mimo że od 1652 roku aż do chwalebnej rewolucji w roku 1688 Kompania musiała stawiać czoło wojowniczym zapędom Brytyjczyków. Stały wzrost wartości akcji, dywidendy i bardzo niska inflacja sprawiały, że akcjonariusze stawali się coraz bardziej zamożni. Już w 1650 roku wypłaty z dywidend przekroczyły ośmiokrotnie wysokość inwestycji początkowej, co dawało roczną stopę zwroty w wysokości 27%.
Uderzać może fakt, że Holenderska Kompania Wschodnioindyjska nigdy nie doprowadziła do powstania bańki spekulacyjnej, w odróżnieniu od słynnej holenderskiej bańki tulipanowej z lat 1636–1637. Ceny akcji rosły stopniowo przez ponad wiek i chociaż ich spadek był bardziej gwałtowny, to i tak musiało minąć ponad 60 lat, zanim w grudniu 1794 roku ceny akcji spadły poniżej poziomu 120. Wzrost i spadek cen ściśle pokrywał się z historią rozwoju i upadku imperium holenderskiego.
Opracowanie powstało na podstawie fragmentu książki Nialla Fergusona Potęga pieniądza. Finansowa historia świata.
Korekta i redakcja: Słowa naturalnie – Iza Dawidowicz. Redakcja i korekta